1 urodziny bloga i urodzinowa Pavlova

Tak się zastanawiam jak zacząć ten wpis, żeby szanownego Czytelnika od razu nadmiarem patosu nie przybić. Albowiem interesująca to dla mnie rocznica – pierwsze urodziny mojego bloga. Chyba sama nie wierzyłam, że ja, osoba, która jeszcze rok i jeden dzień temu nie znosiła gotować, wytrwa w kulinarnym blogowaniu 365 dni. Zakładając blog kulinarny wprawiłam w osłupienie każdego, kto zna mnie dłużej, niż tydzień. Ale w największym zdumieniu byłam ja. I pozostaję w nim do dziś.
Blogować nie było mi łatwo, bo w napadach złości i smutku, powodowanych kolejnym przypalonym daniem czy fatalnym zdjęciem różne myśli mi do głowy przychodziły. Bilans tego roku wygląda następująco:
– liczba chwil bliskich kliknięciu przycisku “skasuj blog” – ok. 280
– liczba chwil bliskich sprzedania aparatu na Allegro – 1, 867 500
– liczba faktycznych wystawień aparatu na Allegro – 3
– liczba odwołanych aukcji  – 3
– liczba spalonych patelni – 1
– liczba naleśników wyrzuconych przez okno – 2
– liczba pierogów rozbitych o ścianę – 4
– liczba wykrzyczanych przeze mnie zdań “ja NIGDY więcej nie będę kroiła tej cholernej cebuli” – około 20
– liczba nieudanych prób zrobienia tortu – 1
– liczba prób zrobienia tortu ogółem – 1
Ale była też niezliczona liczba chwil miłych, komentarzy, które pojawiały się zawsze wtedy, gdy myślałam, że jestem w martwym punkcie prowadzenia bloga i dawały mi energię, której potrzebowałam. Zresztą cieszą mnie wszystkie komentarze, które są dla mnie znakiem, że te moje wypociny, nie trafiają w nicość. Dzięki blogowi zjadłam wiele potraw, których inaczej pewnie okazji bym zjeść nie miała. Poznałam tez świetne osoby. Pierwszą blogerką, z którą miałam kontakt, była Domi, która poświęciła swój wolny czas, pomagając mi z technicznymi kwestiami bloga, których ja sama ogarnąć nie potrafiłam. Później pojawiła się Sowa, a za nią kolejne osoby, blogerki i nie-blogerki, które częściej lub rzadziej do mnie wracały. A ostatnio poznałam inne blogerki kulinarne z Białegostoku. Kilka superdziewczyn, z którymi z pewnością jeszcze wspólnie coś zmajstrujemy 😉
No dobrze, to starczy już tych rzewnych wspomnień. Czas konkretów nadszedł, a z nim przepis na Pavlovą. Miał być urodzinowy tort, ale mam traumę po ostatniej próbie zrobienia tortu z podziurawionego biszkoptu, przełożonego przeterminowaną bitą śmietaną. Zrobiłam więc białą Pavlovę, bo słyszałam, że to taki szał, i postanowiłam osobiście sprawdzić, czym się ludzie zachwycają. I faktycznie, słowo beza nabrało dla mnie nowego znaczenia 🙂

Składniki:
– 6 białek kurzego jaja (w pokojowej temperaturze)
– 150 g. cukru pudru
– łyżeczka esencji waniliowej
– łyżeczka octu winnego
– łyżeczka mąki kukurydzianej
wierzch
– 350 g. śmietany kremówki (30 lub 36%)
– pół szklanki cukru pudru
– łyżeczka esencji waniliowej
– ulubione owoce
Przygotowanie:
Jajka ubijamy za pomocą miksera na sztywną pianę, następnie stopniowo, częściami, wsypujemy cukier puder (150g.) i dalej miksujemy, aż cukier się dokładnie rozpuści. Dodajemy mąkę kukurydzianą, ocet oraz esencję i delikatnie mieszamy całość za pomocą łyżki.
Na papierze do pieczenie rysujemy koło o średnicy 20-22 cm. Papier przewracamy na drugą stronę, kładziemy na blasze do pieczenia i w narysowanym okręgu, w miarę równomiernie rozprowadzamy pianę. Blachę wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 140 stopni i pieczemy bezę przez ok. 75 minut, aż Pavlova z zewnątrz będzie chrupka, a wewnątrz wciąż miękka.
Gdy jest już odpowiednio upieczona uchylamy drzwi piekarnika i nie wyjmując bezy ze środka, czekamy aż ostygnie.
Śmietanę przekładamy do miski, dodajemy cukier puder, esencję i powoli ubijamy wszystki mikserem, aż śmietana zrobi się gęsta i w miarę puszysta. Ubitą śmietanę przekładamy na wystudzoną Pavlovą i dekorujemy owocami.
Smacznego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *